Przypomniałam sobie o tych zdjęciach, gdy przeczytałam artykuł w gazecie na temat miejsc, które przestały istnieć w Warszawie w zeszłym roku. Przegrzebałam się wiec przez archiwum i znalazłam zdjęcia z nielegalnej wycieczki w ten opuszczony gmach, czyli Zakładów Róży Luksemburg. Trochu straszno, z dreszczykiem emocji ruszyliśmy tam z Maćkiem, dla którego to żadna nowość była (zdaje się że nawet bywał tam nocą). W środku miasta, w centrum, kompletnie zapuszczony, rozpruty, oskrobany budynek. Na podłodze szeleściły niezliczone ilości porwanych gazet, na rynnach rosły brzozy i trawa z mchu, graffiti i portrety z szablonów spływały ze ścian. Zapomniane miejsce jak stary człowiek. Nieładny, niepotrzebny. Ale miejsce nawiedzane przez żyjących, podobno dobry i na paintball i kręcenie filmów dla dorosłych. Z dachu widać było i Muzeum PW i budynek Policji, można było spisać numery aut wypisane na dachach. Ale Fabryka przestała już istnieć. A nowe tam mieszkania nawiedzą odgłosy maszyn, rozmowy robotników wkręcających druciki do żarówek, chichoty lisów i trzepoty skrzydeł miejskich gołębi…
Zdjęcia zrobione moim starym dobrym druhem, Nikonem 5700, eh…