Cztery dni w Amsterdamie, zanurzenie w sztuce, pięknie, mistrzowskie lekcje subtelnego światła, zanurzenia w świat Vermeera, Rembrandta, VanGogha…
Albania 2022
Lasy, łąki, maje…
Poranki.
Piłka, quinoa, szafran i NASA
Piłka w grze, słychać darcie czerwonych jap kibiców na patio, Ignac pyta: „Co to za trąby mamo?”. Piłka w grze, alleluja, petardy w sylwestra gier spoconych chlopaków i ich ogolonych ud. Bo właśnie zauważyłam w zbliżeniach, że takie one gładkie są. Czy piłkarze depilują nogi? To chyba po to by biec szybciej. Dziś robiłam jedzenie tylko dla siebie i Tyma, więc ciach skroiłam warzywa na ulubioną pieczoną wersję z rozmarynem i ugotowałam quinoa czyli komosę ryżową, zwaną również złotem Azteków. Ziarno jest niezwykle bogate w wysokowartościowe białko, które zawiera wszystkie aminokwasy niezbędne dla człowieka, oraz w sole mineralne i witaminy jak twierdzi mądry internet. Gotuje sie w proporcji 1:2 czyli właściwie jak standardową kaszę. A komosa jest taka super, że znalazła zastosowanie w programach kosmicznych NASA. Quinoa jest blada w smaku. Neutralna. Trzeba ją ożywić np. kurkumą i pikantną papryką, odrobiną sosu sojowego, ziołami, ulubionym sosem warzywnym. Ja dziś dodałam kurkumę i szafran, trochę soli morskiej, łyżkę masła a na koniec podprażone ziarna słonecznika i nasiona pinii. Z myślą, że takie to zdrowe jest, smakowało leciutko i letnio.
Odkryłam dziś w Organic niezwykłe czekolady firmy Alce Nero. Raz, że smak kakao jest powalający, mocny, ekspresyjny, to dwa że typograficzne opakowanie w kolorze ciemnobrązowym bardzo mi się podoba, proste, zgrabne. I do tego Fair Trade. Polecam. Chwila słodkiej rozkoszy. Rozrzutnie i z rozgrzeszeniem.
czerwcowe początki
Ciężko się zebrać przy dwóch małych chłopcach do przygotowania zdjęcia i tekstu do kolejnego postu. Czasem i dwa tygodnie nic nie mogę wieczorem z siebie wykrzesać, bo wypluta bywam, a moja kreacja kulinarno-blogowa zdeptana i czołga się przy dywanie. Sen morzy a ja marzę o miękkiej poduszce i hojności snu. Zbieram się dziś bo bardziej sobotnio wyspana jestem. Dziś nie czytam, dziś piszę. 🙂
Szparagi powoli przekwitają jak i akcje, które gubią swoje pachnące płatki. Kilka razy udało się szparagi spreparować, również i te białe, choć to bardziej skomplikowana odmiana. Ja z powodu drobnych racji czasowych preferuję szybkie i skuteczne przepisy, więc młode zielone mnie kręcą bardziej. Cieniutkie łodyżki tylko szoruję pod wodą i obcinam twarde końce. Robię proste zupy kremy na bazie zielonego groszku lub z makaronem i nie ma wtedy opcji gotowania „na stojąco”.
Farfalle z zielonymi warzywami
- kilka zielonych szparagów, umytych i pokrojonych w kawałki, na bok odłożyć czubki
- 200 g zielonego groszku świeżego lub mrożonego
- kilka różyczek brokuła
- mała cukinia pokrojona w plastry
- 2 młode cebulki z zielonym szczypiorkiem pokrojone w piórka lub kółka
- 2 ząbki czosnku posiekany w plasterki
- pół paczki makaronu
- pół szklanki tartego parmezanu
Nastawić duży garnek z wodą z solą i łyżką oliwy. Na patelni rozgrzać oliwę z oliwek i udusić cebulę z czosnkiem, następnie dodać cukinie i mocno popieprzyć i trochę posolić. Do gotującej się wody dodać makaron, po 3 minutach dodać zielony groszek, po 4 min. brokuły i łodygi szparagów, a po 4 minutach czubki. Gotować 2-3 minuty i przecedzić, zostawiając trochę wody. Dodać cebulkę z cukinią. Spróbować i doprawić ewentualnie solą. Zasypać serem i wymieszać. Na talerzu posypać po wierzchu.
Ciasto drożdżowe z truskawkami czasem może się nie udać. Owoce są wilgotne i ciągną w dół. Może wyjść zakalec, trzeba uważać i nie za szybko wyjąć z piekarnika. Truskawki można zastąpić rabarbarem.
Ciasto drożdżowe z waniliową kruszonką
- 7 dkg drożdży
- pół szklanki ciepłego mleka
- łyżeczka białego cukru
- kostka masła lub margaryny
- 2 duże jajka
- 3 szklanki mąki
- szklanka cukru
- pół szklanki cukru waniliowego aromatyzowanego laską wanilii lub opakowanie cukru wanilinowego
- pół kg obranych umytych, truskawek, ew. 3 łodygi dojrzałego rabarbaru,pokrojonego w centymetrowe kawałki
Drożdże trzeba rozetrzeć z cukrem i zalać ciepłym mlekiem. Odstawić na 15 minut pod ściereczką. Dodać jajka, 2/3 op. masła i mąką. Zagniatać, aż ciasto będzie odklejać się od palców. Odstawić na 1,5h w ciepłe miejsce. Przykryć ściereczką. Można też zrobić wersję „topioną”. Czyli ciasto włożyć w ścierkę i w zlewie lub dużej misce utopić w zimnej wodzie. Jak wypłynie można włożyć do miski i dodać cukier. W małej misce resztę masła rozkruszyć z cukrem waniliowym i mąką. Jeśli mamy gotowy kupny cukier wanilinowy dodać go do pół szklanki cukru (może być brązowy). Do wyrośniętego ciasta dodać cukier, zagnieść i odstawić na pół godziny. Wyłożyć na formę 25 cm tortownicy lub blaszkę. Owoce wetknąć w ciasto. Kruszonkę rozsypać. Piec ok. 45 minut w 180 stopniach.
A do chrupiącego chleba mam wersję uproszczoną greckiej sałatki. Ważne żeby feta była dobra gatunkowo, słona i twarda, i choć kupiona z marynowanymi czarnymi oliwkami u Libańczyka w sklepie „Samira” może udawać przez chwilę grecką. Z polskim malinowym pomidorem, listkami bazylii z balkonowej uprawy i włoską oliwą skropiona cytryną.
Czerwiec jest chłodny i pełen pierzastych chmur. Gonimy tęczę.
przebłyski z majówki
chwile majowego słonecznego nienasycenia, wieczornego chłodu, rześkości porannej i pachnących łąk, pączków stulonych, spracowanych już owadów. Błękity i młode soczyste pędy zieleni. Gorące z zimnem splecione. Raz na dole raz na górze. Mury obdrapane, zwykłe życie, lodowate piwnice, spokojnie, kawiarniane gwarne zapachy filiżanek, leniwe koty. Krótko, tęsknota za zapachem ziemi, więcej ciszy, ukojenia by się chciało.
kwiecień plecie pasztety
i wypieka wiosnę powoli, chłodem chlaszcze blade jeszcze policzki, ja nie mogę rozstać się z czapką. Wiatr nie oszczędza zielonych pąków bzu a maj niedługo i kwitnąć będzie trzeba. Jajkowe święta lubię za słodkie mazurki a nie lubię za tkwienie rodzinne przy stole, za usiedzenie siedzeń nad strawą i piciem gorzałki by to przepchnąć jakoś przez organizm. Wolałabym mazurki zjeść na łące i przejechać rowerem brzegi Bugu. Może za rok. A pasztet nada się i na święta i na co dzień, bo zdrowy jest że aż strach.
Pasztet sojowy:
- szklanka soi
- 2 duże cebula
- 3 ząbki czosnku
- curry lub garam masala, majeranek, czarny pieprz,
- opcjonalnie do wyboru: ugotowane marchewki, pietruszki, seler, garść płatków owsianych, ziaren słonecznika lub dyni, gałka muszkatołowa, namoczone i ugotowane suszone grzyby.
- sos sojowy
- duże jajko
Soje na noc namoczyć, odlać wodę, zagotować ze świeżą, gotować przez 2 godziny. Zemleć ciepłą, w maszynce do mielenia zmielić usmażoną w dość dużej ilości oleju, z dodatkiem masła lub ghee, cebulę, tłuszcz jest kluczowy, bo soja sucha i olej nada pasztetowi wilgoć. Następnie czosnek i ew. warzywa. Całość zmielić dwukrotnie, dodać przyprawy, sól i pieprz oraz jajko i sos sojowy, płatki. Dobrze wymieszać. Wyłożyć w foremki wysmarowane masłem i bułką tartą. Piec godzinę w 180 stopniach.
Pasztet z czerwonej soczewicy:
- szklanka ugotowanej na puree czerwonej soczewicy
- duża cebula, może być czerwona
- 2-3 ząbki czosnku
- starte warzywa na tarce, marchewka, seler, pietruszka.
- kilka łyżek amarantusa lub quinoa czyli komosy ryżowej, kaszy jaglanej (opcjonalnie)
- szczypta kurkumy, łyżka kuminu, może być mielony, ew. garam masali, kminku, pieprzu kajeńskiego
- 2 duże jajka
- garść płatków owsianych
- natka pietruszki
Cebule podsmażamy na dużej ilości oleju z dodatkiem masła, dodać czosnek pokrojony w plasterki. Dodać przyprawy, chwilę smażyć i wrzucić warzywa, dusić pod przykryciem ok 10 minut. Do masy dołożyć soczewice i przyprawy, zmiksować razem z amarantusem, płatkami owsianymi. Do ostudzonej masy dodać jajka i posiekaną pietruszkę, doprawić pieprzem i solą lub sosem sojowym. Wyłożyć w foremki wysmarowane masłem i bułką tartą. Postukać formą by powietrze uciekło. Posypać ziarnem sezamu. Piec godzinę w 180 stopniach. Warzywa można dowolnie miksować, dodać też pora lub grzyby, łyżkę koncentratu pomidorowego, garść kiszonej kapusty. Fantazja w dodatkach. Podawać na dobrych chlebie i posypać kiełkami z rzodkiewką.
Alleluja!
Na śniadanie placuszki
Owsianki na śniadanie i kasze jaglane z jabłkiem, pyszne są i pożywne niezwykle, ale nie da sie ciągle na nich jechać więc oprócz standardów omletowo-jajecznicowych, wymieszałam szybkie ciasto drożdzowe nieco przypominające ciasto na bliny. Rozkruszam łyżeczkę drożdży i rozcieram z cukrem, wlewam ciepłą wodę lub mleko i dokładnie mieszam. Dodaję mąkę pszenno-razową, można dodać orkiszową, gryczaną, wymieszać ulubione gatunki. Wbijam jajo i wlewam łyżkę oleju co pozwoli je smażyć bez tłuszczu na patelni. Należy odstawić do wyrośnięcia i przygotować sobie dodatki. Usmażyć dwa jabłka pokrojone w kostkę z dodatkiem cynamonu i brązowego cukru, otworzyć słoik z wiśniami, jagodami z lata, można polać wiejską śmietaną lub miodem. Jest ciepło. I wiosna idzie. Ach.
przestępnie zaglądam w przeszłość
Oto co znalazłam, zapisane przez siebie 15 lutego 2003.
„nad blokami unoszą się obłoczki niedobudzonych snów, wznoszą gmachy umykających przed oczami cieni, smug, linii świateł. naszkicowane jednostajnymi myślami, jednoliniowych rozmów, płytkich stwierdzeń.
Trupiozielone powidoki zakrzywionych masek, oderwanych nieco od nosa, zrośniętych przy uszach, zaszytych nad górną linią ust.
Zadrapana ceramika sztucznie stworzonego życia, klony dryfujących kokonów ludzkich niepewności i lenistwa, nadgniłych, zjełczałych dotykiem czasu.
Żółte odstające skórki zrogowaciałej skóry.”
Chyba nie byłam w najlepszym nastroju.
Zimno
a Siekierki ciepło nam oddają, widzę zza mostu jak na niebie tworzą linię pierzastej chmury.
Próbuję czytać. Nie tylko poradniki dla rodziców (głównie matek). I gazety i książki. Zaległości piętrzą się i łaszą się do mnie kolorowymi, zmysłowymi grzbietami. Trochę chłodna jestem i nie daję się uwieść za łatwo, choć chcę. Ale dwaj synkowie to wyzwanie i już. No więc jako że Tym pół roku tylko mleko wysysa, to czas na nowości. Ulubione: rozszerzanie diety. yeah. No nic, nie pamiętam za bardzo jak było z Ignacym, teraz zresztą inaczej będę działać. Wpiszę się w linię eko, bo i wiedzę też mam inną, szersze spojrzenie i perspektywę, a co, w końcu Matka jestem Młoda i Nowoczesna. No. Toteż zakupiłam „Poradnik dla zielonych rodziców” i podoba mi sie w swej nienachalności i z klasą wydane. Przyjemne. Do tego potwierdza co chce przeczytać, więc jest dobrze. Tymon, żadnego mleka modyfikowanego, sory stary, no way. 🙂
Przychodzi 23 i cisza dla mnie. uff. I w sukurs mi przychodzi pani Bator i „Piaskowa Góra„. Chowam się za górki piasku i przebieram palcami piaskownice wałbrzyskich opowieści. Swojsko, zabawnie, trochu straszno trochu ciemno, pachnie PRL i kurz na polskości przaśnej i przypalone mleko, a garnek trzeba wyszorować piaskiem. Latający dywan słowotoku bardzo dobrego gatunku.
W między czasie zakupiłam spontanicznie fenkułu bulwę. Leżał potem w lodówce dwa tygodnie, bo nie wiedziałam co z nim zrobić. Więc upiekłam w piekarniku poszatkowany, bez głąbu w środku. Fajny, anyżkowy, delikatny po upieczeniu na blaszce z solą i pieprzem. Można na kanapkę albo na makaron położyć z domowym, czerwonym pesto. Zasypać parmezanem.
Eksperymentowałam też z domowym budyniem. Z prawdziwą wanilią. Tym razem na mleku krowim ale następnym razem na ryżowym lub migdałowym. Najważniejsza tu jest wanilia. Z laski.
Budyń waniliowy:
- pół litra mleka
- łyżka masła
- 3 łyżki brązowego cukru
- laska dobrej wanilii, ew. łyżkę cukru z prawdziwą wanilią
- 3 łyżki mąki ziemniaczanej wymieszane w połowie szklanki zimnego mleka
- 1 żółtko
Mleko gotujemy. Laskę wanilii przekrajamy na pół i zeskrobujemy końcówką noża ziarenka. Dodajemy do mleka i ziarna i laskę oraz masło. Do zimnego mleka z mąką dodajemy żółtko i mieszamy dokładnie. Dodać do gotującego się mleka ale wcześniej usunąć laski wanilii. Zmniejszyć ogień gotować chwilę. Rozlać i ostudzić albo zjadać na ciepło z dodatkiem konfitury lub orzechów.