I tak sobie wędrowalismy, za saskim spacerowo wiosennie nie-śpiesznie, na falafela poszliśmy. Ulubiony arabski z węglowym piecem juz nie działa przed wyburzaniem, zostały jeszcze dwa, całkiem może być. Atmosfera przykurzona, cuchnąca, upstrzona kulawymi gołębiami, pohukiwaniem czerwonotwarzych lumpów. Szybko sobie poszliśmy, w głowie ciekawie w przyszłość wybiegałam, jak bedzie tam przy muzeum… hmm…. a Ignac spał rozkosznie.
fajna fotka
Twoj blooog bardzo smakowity
jesc, jesc 🙂